Jestem tego warta

Ten dzień jest tak strasznie depresyjny – zwłaszcza po kilku poprzednich, ciepłych, słonecznych, złotojesiennych dniach – że postanowiłam sobie kupić bukiet kwiatów i się nim obdarować. To naprawdę fajne uczucie – dostać od siebie kwiaty. Pamiętać o sobie, mówić sobie dobre rzeczy, dbać o siebie i dawać sobie czas. Przecież jestem tego warta – parafrazując jeden z najsłynniejszych sloganów reklamowych. Ale naprawdę: jestem tego warta. Ty też jesteś tego warta. 

Wiem, że brzmi to dokładnie jak stary i wyświechtany slogan. Gdzie tu czas dla siebie przy dwójce dzieci? Ledwo starcza go na codzienne obowiązki: pobudka o 6 rano, szykowanie się do pracy, dzieci do przedszkola i szkoły, potem intensywny dzień w pracy i po południu znowu w biegu, żeby zdążyć przed korkami, odebrać dzieci, a jeszcze jak w międzyczasie coś wypadnie – to już klops. Zanim się człowiek obejrzy – już jest wieczór, a tu jeszcze trzeba pobawić się z dziećmi, a najlepiej kreatywnie pospędzać czas, zaopiekować wszystkich emocjonalnie, a nierzadko po prostu walczyć o przetrwanie w środku wojny o wszystko pomiędzy rodzeństwem. No i właśnie: gdzie tu czas dla siebie na miłe rzeczy, które w dodatku nie są przy okazji praktyczne?

Kiedyś wkurzałam się na siebie, że nie potrafię panować nad swoim czasem, że cenne minuty przeciekają mi przez palce. Przecież wystarczy tylko chcieć, wystarczy sobie wszystko dobrze zorganizować, zaplanować i trzymać się sztywno wytyczonych celów (powiedział ktoś, kto nie ma dzieci, które potrafią zburzyć nawet najbardziej elastyczny plan). Ostatecznie wystarczy wstawać pół godziny wcześniej lub wygospodarować pół godzinki wieczorem – co to dla matki, która ciągnie ostatkiem sił od 6 do 22 na wysokich obrotach? Miałam poczucie winy, że to ja jestem nieudolna i nie potrafię się ogarnąć.

Dzisiaj już wiem, że puste gadanie kołczów, że “jesteś zwycięzcą” i “jeśli wystarczająco się postarasz, to możesz wszystko” jest guzik warte. Najpierw musi przyjść świadomość – dlaczego? Po co? Co jest ważne, a co można odpuścić? Najważniejsze to przekonać samą siebie, że jestem warta tego, by spędzać czas ze sobą i robić coś dla siebie. O ile łatwiej jest dbać o innych, niż o siebie! A przecież dbanie o własny dobrostan to tak naprawdę powinien być fundament rodzicielstwa. Dokładnie o tym mówi instrukcja bezpieczeństwa w samolotach – najpierw zakładasz maskę tlenową sobie, potem pomagasz innym. Bez zadbania o siebie nie jestem w stanie dbać o dzieci – a przynajmniej nie na takim poziomie, jakbym chciała. 

No dobrze, przypuśćmy, że już wszystkie wiemy, że powinnyśmy o siebie zadbać: poświęcać sobie czas, robić coś dla siebie i tylko dla siebie, sprawiać sobie niespodzianki, doładowywać baterie, dolewać paliwa itd. Tylko jak? Kiedy? Tu zaczynają się schody. Ja ciągle się tego uczę i wymyślam nowe strategie, które testuję. I myślę sobie, że nie ma jednego, uniwersalnego sposobu na to. Każda i każdy z nas musi znaleźć swoje sposoby, które będą pasować. Czasem to będą tylko kwiaty w deszczowy, smutny i szary dzień. Kiedy indziej to będzie wstanie pół godziny wcześniej, żeby wypić ciepłą kawę w ciszy lub zrobić poranną jogę. Czasem to będzie odebranie paczki z książkami i wieczorna lektura. Czasem będzie samotny wypad do kina, księgarni, do herbaciarni. Czasem kilkugodzinne spotkanie z przyjaciółką, wyjazd na weekend tylko z mężem, a czasem 5 minut sam na sam w łazience lub kilka głębokich oddechów na balkonie. A czasem to będzie cudowny wieczór z dziećmi, który sprawi, że na nowo uwierzę, że wszystko co robię w moim macierzyństwie ma sens.

Chodzi mi o to, że dbanie o swój dobrostan nie musi oznaczać zawsze czegoś wielkiego. To po prostu świadomość, że nawet małe chwile mogą wiele znaczyć. Jestem wystarczająco dobrą mamą, która świadomie robi dla siebie tyle, ile może i potrzebuje. Bo jestem tego warta.