2021 – jestem gotowa!

We wspomnieniach na Facebooku wyświetliło mi się podsumowanie 2019 roku, który był dla mnie wyjątkowo wspaniały.

Pisałam wtedy tak:

2019 rok był dla mnie łaskawy. To był rok wyzwań, zmian i rozwoju, przełamywania lęków i zdobywania szczytów. Zrobiłam w końcu prawo jazdy i już nie wyobrażam sobie życia bez samochodu. Wróciłam do pracy, w której robię fantastyczne rzeczy i promuję fantastyczne książki. Objęłam patronatem graficzny „Dziennik Anne Frank” i organizowałam spotkanie  z Arim Folmanem, co było niezwykle pouczającą i cenną harówką! Rozwijałam bloga, nawiązałam wiele cennych współprac z wydawcami i promowałam czytelnictwo wśród dzieci i rodziców. Zaczęłam prowadzić warsztaty dla dzieciaków dzięki wspaniałej Księgarni Dopełniacz. Poznałam wiele cudownych kobiet, odnowiłam kilka bardzo cennych przyjaźni i bardzo doceniłam mój kobiecy świat. Otworzyłam się na ludzi. Stałam się spełniającą się kobietą, matką, człowiekiem. Rozwinęłam skrzydła i lecę prosto w objęcia 2020 roku, który będzie nie mniej wymagający i wierzę, że nie mniej wspaniały, niż 2019.

Miałam więc cichą nadzieję, że 2020 rok będzie nawet lepszy. Niestety, ledwo się zaczął, a już przywalił z kopa w twarz, a potem powtórzył. W ciągu paru miesięcy wiele z tego, co wypracowałam w 2019, po prostu się rozsypało. Na ponad pół roku zrezygnowałam z blogowania i pisania, myślałam nawet, że to już zupełny koniec. Pandemia, lockdown, strach, nerwy, obawa o przyszłość i o psychiczne zdrowie dzieci i swoje. Potem wcale nie lepiej – kryzys gospodarczy, totalna porażka państwa z tektury i dykty, wyrok tkjp i totalny wkurw. Wydaje się, że 2020 to porażka za porażką, cios za ciosem. Ale czy na pewno? 

Jeśli się w to głębiej wgryźć, rok 2020 to był rok, który powiedział „sprawdzam”. I mimo wszystko wyszłam z tego sprawdzianu wygrana. Wiele się nauczyłam, głównie o sobie. Zaopiekowałam się sobą i zainwestowałam czas w siebie, w mindfulness i praktykę wdzięczności, w samoregulację, co cały czas owocuje i zmiany – w sobie i w otoczeniu – obserwuję cały czas. Końcówka roku pokazała mi, że 2020 mnie nie złamał. Mimo, że był to czas bardzo intensywny i wyczerpujący, rozwinęłam skrzydła i wróciłam do siebie. Czuję się silniejsza psychicznie i fizycznie, rozwijam się i mam życie, które mi się podoba. Mam wspaniałą rodzinę i dom, jaki chciałam mieć. Mam wokół siebie cudowne kobiety i mężczyzn – wioskę, której czuję się częścią. Wiem też, że jestem częścią globalnej wioski i że nigdy nie będę szła sama. Czuję moc moich sióstr i mam w sobie wiarę w lepsze jutro. Mam pracę, do której codziennie jadę z radością i cały czas się w niej rozwijam. Robię rzeczy, które mnie satysfakcjonują i dają przyjemność. I mimo codziennego zmęczenia, mimo rzeczywistości, która często wali w twarz, mimo że nie wszystko jest takie, jakbym chciała – nie mam tyle czasu i siły, ile bym chciała mieć, tylu zasobów, ilu nieraz potrzebuję – nie walczę już ze sobą, tylko staję po swojej stronie, wspieram siebie, opiekuję się sobą. 

 

Jestem wdzięczna 2020. Gdyby nie to wszystko, co się wydarzyło, nie byłoby mnie tu, gdzie jestem. 

 

Mimo wszystko – 2020 odejdź już! Jestem gotowa na to, co niesie 2021. I nie mam już żadnych oczekiwań, biorę wszystko takim, jakie jest. Nawet, jeśli 2021 okaże się być Ramseyem 🙂 

 

Życzę Wam, byście fajnie pożegnali 2020 i weszli w 2021 ze spokojem i zaufaniem. Będzie dobrze! Do siego roku!

 


przez