Zaczęło się od tego, że końcówka roku 2021 była naprawdę ciężka. Czułam, że nie mam siły już na nic i chciałam, żeby ten rok wreszcie się skończył. Wiedziałam, że w gruncie rzeczy zmiana daty nic nie zmieni, ale wiązałam nadzieje ze świąteczno-noworocznym urlopem i z tym, że w tym czasie moje dzieci będą wypoczywać na wsi. Nie wiedziałam wtedy, że uczucie kompletnego zmęczenia jeszcze długo mnie nie opuści.
No i przyszedł 2022, wpadł razem z drzwiami do środka i dał mi takiego kopa z półobrotu, że jeszcze się nie mogę pozbierać. 1 stycznia dowiedziałam się, że mam COVID, co w sumie było tylko formalnością, bo brak węchu i smaku oraz fatalne samopoczucie mówiły same za siebie. Zamiast wspaniałego nowego początku było tylko coraz gorzej. Jeśli wydawało mi się, że w grudniu byłam zmęczona ogarniając koniec roku w pracy, chore dzieci i życie, to covid pokazał mi co to jest prawdziwe zmęczenie wynikające z leżenia w łóżku. To uczucie wyczerpania zapamiętam na długo. I to, że wokół mnie są dobrzy ludzie, którzy zawsze pomogą i to jest piękne.
Covid minął, ale zostawił po sobie ślady. Te bardziej namacalne, jak szybko wyczerpujący się zasób sił, jak i te mentalne. Miałam dużo czasu, by przemyśleć różne rzeczy i przemodelować swoją wizję rzeczywistości. Wiem co chcę robić i jak, wiem, co jest ważne i dlaczego. Miałam dużo czasu na podsumowanie ostatniego roku, ostatnich pięciu lat, ostatnich 36 lat. Urodziny spędziłam na izolacji, układając dziecięce książki i słuchając piosenek z lat 90-tych z jedynym człowiekiem, z którym mogłabym wylądować na bezludnej wyspie (albo na izolacji). Rozdzielona z dziećmi – co było zarazem szczęściem i tragedią w jednym – miałam naprawdę dużo czasu na rozmyślanie, podsumowywanie i planowanie – w przerwach między spaniem i byciem po prostu zmęczoną. Izolacja była dla mnie takim dziwnym, ale też pozytywnym doświadczeniem zatrzymania, bycia tu i teraz, sama ze sobą. Nie byłam tak długo sama ze sobą w zawieszeniu od minimum ośmiu lat. Bo nawet krótkie wyjazdy bez dzieci wiązały się z robieniem wielu rzeczy, a w izolacji (i jeszcze w chorobie) po prostu się trwa. Miało to różne wymiary, ale ja zatrzymuję dla siebie ten pozytywny, w którym byłam ze sobą i było mi z tym dobrze. A jednak cisza wypełniająca dom uświadomiła mi, że dom bez dzieci to dom bez duszy. Niby fajnie, tak zen i w ogóle, a jednak pustka i brak. I to to też było bardzo cenne doświadczenie.
Minął już prawie miesiąc nowego roku, a ja zatrzymałam się gdzieś w okolicach sylwestra i wciąż nie mogę uwierzyć, że ten czas tak szybko ucieka. Chciałoby się wrócić do rzeczywistości – a tu okazuje się, że rzecz tak mała, jak zwykły wirus, może spowodować, że przez prawie miesiąc na nic nie będzie siły, nawet na opublikowanie statusu albo cyknięcie fotki. Że wyjście do sklepu to będzie jak wyprawa, odprowadzenie dziecka do szkoły – jak wyczyn. Uczę się więc znowu odpuszczać, słuchać swojego ciała i odpoczywać. Przełykam gorzką pigułkę z napisem „jeszcze nie dziś”. Siedzę i słucham hałasu, jaki generują moje dzieci i czuję wdzięczność, że ten dom znowu wypełniły piski, krzyki i tupot małych stóp. Cieszę się każdą niedoskonałą chwilą.
Myślę, że wszystko jest po coś. Covid sprawił, że całe moje życie się dosłownie zatrzymało. Nie byłam na granicy życia i śmierci (na szczęście), ale nie musiałam być – wystarczyło samo doświadczenie choroby i zatrzymania. Covid przypomniał mi bardzo banalną rzecz: zdrowie jest najważniejsze. Cztery lata temu zaczęłam diagnozować się kardiologicznie, ale że objawy ustały, a w domu pojawił się noworodek – kto by tam o tym pamiętał. Dopiero covid mi przypomniał, że warto jednak coś z tym zrobić. A jak wiadomo z nim się nie dyskutuje – bo jak wróci może już nie być taki łaskawy. Tak więc mój 2022 rok będzie rokiem dbania o siebie, o swój dobrostan, o psychikę, duszę i ciało. Bo przecież jestem dla siebie najważniejszą osobą na świecie ❤️ Zresetowałam swoje ciało i swój umysł. Teraz startuję od nowa, wdzięczna za to doświadczenie, mądrzejsza, bardziej uważna na to, co jest we mnie, czego potrzebuję, jak się o siebie zatroszczyć. Zaczynałam ten rok z myślą, że skoro jest tak źle, to znaczy, że będzie już tylko gorzej. Teraz myślę, że jeśli zaczęłam ten rok od zwycięstwa nad covidem – będzie już tylko lepiej.