Deprecha trzydziestolatki

Od dłuższego czasu ten dzień wisiał nade mną, jak czarna chmura. 30 urodziny. Jakiś etap właśnie się kończy. Czas podsumować swoje życie, zrobić rachunek sumienia i zastanowić się nad sobą. Zamknąć rozdział „20”, posprzątać swoje życie. Pomyśleć, co nie wyszło i dlaczego, i tak dalej.

wp-1452427496823.jpegNakręciłam się, że ta trzydziecha to powinno dla mnie coś znaczyć. Że to jakiś nowy level, po którym dużo się zmieni. Kończy się okres „mogę wszystko, bo jestem młoda i piękna”. Zaczyna się okres „stabilizacja i wiek średni”. Powinnam spijać śmietankę z tego, co już osiągnęłam, bo teraz to już równia pochyła w dół. Kilka razy z tego powodu wpadałam w bardzo zły nastrój. Można powiedzieć – w deprechę. No bo cóż ja osiągnęłam? W porównaniu do innych to…

I tu mogłabym wymienić całą litanię rzeczy, których nie osiągnęłam. A chciałam. A inni osiągnęli. W moim wieku.

Wiem, że porównania są destrukcyjne, ale tak mnie ta perspektywa kolejnych urodzin zdołowała, że długo nie mogłam sobie z tym poradzić.

Wczoraj rano obudziłam się i… wszystko było jak zwykle. Nie czułam się ani lepiej, ani starzej, ani gorzej, ani jakkolwiek inaczej. Zajęło mi trochę czasu zrozumienie, że po pierwsze – świat się nie kończy i jeszcze nie wszystko stracone. Po drugie – nic się nie zmienia. Dalej będę sobą. To całe gadanie o kryzysie u kobiet, które skończyły trzydziestkę, końcu młodości i braku perspektyw… Kto to w ogóle wymyślił? Znam bardzo dużo kobiet po 30-tce, które są zadowolone z życia.

A potem zrozumiałam, że jednak coś się zmienia. Na lepsze. To właśnie zaczyna się okres „mogę więcej, bo jestem piękniejsza, mądrzejsza i dojrzalsza”. To świetny moment, żeby zacząć coś od nowa, albo żeby coś zmienić. I zamierzam to wykorzystać. Raz na 10 lat trzeba w końcu przemeblować swoje życie. Chociaż troszeczkę 😉

Nigdy nie myślałam o sobie, jako o kobiecie trzydziestoletniej. Ale dziś mogę powiedzieć: mam trzydzieści lat. U mnie wszystko ok, a u was?