Mój mąż sprzątał dziś najdalsze zakątki regału i znalazł stare, zakurzone teczki z moimi rysunkami.
Kochałam rysować i robiłam to od kiedy pamiętam aż do liceum. Rysowanie było moim sposobem na radzenie sobie z emocjami i na wyrażenie siebie. Rysowałam ulubione postacie z anime i mangi, tworzyłam własne postacie j komiksy, zawsze miałam zarysowane ostatnie strony zeszytów, luźne karteczki i kartki w kalendarzu.
A potem przestałam rysować.
Wiedziałam, że nigdy nie będę rysowniczką, nie miałam przecież warsztatu, zdolności, nikt nie traktował mojego rysowania poważnie. Nigdy nie chodziłam na żaden kurs, wszystkiego uczyłam się sama, podpatrując rysunki w komiksach i czasopismach. Być może gdyby udało mi się trafić na kogoś, kto mógłby mnie pokierować, nie przestałabym rysować? Tego nie wiem i nie ma sensu tego roztrząsać.
Koniec mojego rysowania zbiegł się w czasie z depresją, na którą zachorowałam w liceum.
Wiele lat później przyszedł sen: w starych, zakurzonych kufrach na strychu znajduję swoje rysunki. Są piękne. Zupełnie zapomniałam, że to wszystko stworzyłam! Jak to możliwe? Czuję mieszaninę dumy i smutku, bo zdaję sobie sprawę, że zmarnowałam swój talent. Śniłam ten sen wielokrotnie, pojawiał się cyklicznie w różnych momentach mojego życia. Zawsze ten sam.
W końcu odważyłam się podążyć za tym snem i „wyciągnąć ze starych kufrów” moje marzenia i talenty. Co prawda nie chodzi już o rysowanie (choć wciąż trzymam na nocnej szafce szkicownik i nadal lubię rysować). Chodzi o to, by nie dać sobie wmówić, że to co chcę robić w życiu jest mało ważne, że nie mam talentu, warsztatu i szans na spełnienie marzeń. Postanowiłam, że już zawsze będę robić to, co kocham.
Gdy moja córka mówi mi, że w przyszłości chce ilustrować książki, mówię jej, że może być kimkolwiek zechce, a ja zawsze będę jej kibicować i wspierać. I nie chodzi o to, że chciałabym przelać na nią moje aspiracje – będę ją wspierać w każdym jej pomyśle na siebie, bo wolę, żeby robiła to, co kocha i co sprawia jej przyjemność.
Nie wiem, czy uda mi się wymyślić jakąś dobrą puentę. Powiem wam tylko jedno: podążajcie za swoimi dziećmi, zamiast pokazywać im palcem, gdzie mają iść.