Świerszcze wybielone na kość to zbiór dziewięciu opowiadań Agnieszki Czachor stylizowanych na realizm magiczny. Autorka porusza się na wielu płaszczyznach, przeplatając opowieści historyczne ze współczesnymi czy opowieści grozy z obyczajowymi. Bohaterami jej opowiadań są zwykli ludzie, którzy doświadczyli niezwykłych historii. Na kartach książki pojawiają się dziwne zjawiska i niesamowite postacie, a wszyscy poddają się niewytłumaczalnemu biegowi losu.
Poruszający wyobraźnię tytuł, niezwykła okładka oraz zapowiedź opowiadań w konwencji realizmu magicznego obiecuje czytelnikowi, że będzie miał do czynienia z wielce obiecującą treścią. Niestety zapowiedź to jedno, a realizacja to zupełnie coś innego. Opowiadania są bardzo wymagającą formą dla autora. Ciężko w nich ukryć braki i niedociągnięcia, a temat, w przeciwieństwie do powieści, musi obronić się sam na dosłownie kilku stronach książki. Dodatkowym utrudnieniem jest bardzo wymagający gatunek – realizm magiczny. Napisanie dobrego opowiadania w konwencji realizmu magicznego to prawdziwa sztuka. Sztuka, która udaje się nielicznym i najlepszym, bo nie wystarczy na progu szpitala postawić parę aniołów, które walczą o ludzkie życie, by od razu zakwalifikować opowiadanie do realizmu magicznego.
Agnieszka Czachor w wywiadzie, który udostępnia na swoim blogu, powiedziała, że “opowiadanie jest doskonałym testem dla autora, czytelnik szybko może się zorientować, czy styl autora i jego narracja czytelnikowi spodobają się, czy nie”. I tu zgadzam się z nią w stu procentach. Niestety styl autorki nie trafił w mój gust i nie przykuł mojej uwagi na dłużej. I choć Agnieszka Czachor nie lubi być porównywana do innych pisarzy, takie porównanie narzuca się samo. Wystarczy sięgnąć po opowiadania Kereta czy bardziej popkulturowego Gaimana, by zobaczyć, jak wygląda dobrze skonstruowane opowiadanie w stylu realizmu magicznego. I nie chodzi o to, by kopiować mistrzów. Chodzi o przykład.
Agnieszka Czachor ma bardzo bogatą wyobraźnię i próbuje przekazać czytelnikom swoją niesamowitą wizję świata. Widać, że jest oczytana i ma szeroką wiedzę o czasach i sprawach, o których pisze (może poza umieszczeniem palarni na środku korytarza w szpitalu). Niestety opowiadaniom brakuje “tego czegoś”, co sprawia, że czyta się je z zapartym tchem, a po lekturze zapadają w pamięć. Dobrze komponują się z ilustracjami zamieszczonymi w zbiorku – szkicami, w których widać potencjał, ale przeważają w nich niedociągnięcia, jakby były szkolnymi wprawkami. Tak samo jest z opowiadaniami Agnieszki Czachor.
Język, stylizowany na historyczny, momentami uwiera i wydaje się sztuczny, nienaturalny. Większość opowiadań jest do siebie podobna pod względem stylu – brak tu zróżnicowania, które odróżniałoby klimat jednej historii od drugiej. Dialogi i opisy czasem kuleją, zwłaszcza przekombinowaną archaizacją, także w opowiadaniach, których akcja dzieje się współcześnie. Autorka ma tendencję do przeładowywania opisów i dialogów, by uzyskać klimat grozy i niesamowitości, niestety często to męczy, zamiast wprowadzać nastrój.
W zbiorze Świerszcze wybielone na kość są opowiadania nieco bardziej udane (Szklane ptaki, Księżniczka) i zdecydowanie słabe (Kryształowe sekundy, Piekarz z Kraśnicy). Niektóre motywy pojawiające się w książce są bardzo wyświechtane i wyeksploatowane na wszystkie sposoby, a autorka nie wnosi do nich zupełnie nic – jak choćby wspomniane już wyżej anioły z opowiadania Kryształowe sekundy. Z drugiej strony autorka miewa naprawdę świetne pomysły i udaje jej się wprowadzić nutę naprawdę dobrego klimatu, tajemnicy i grozy – jak w opowiadaniu o szklanych ptakach, które jest najlepsze z całego zbioru. Szkoda, że większość z krótkich form Agnieszki Czachor nie trzyma tego samego poziomu.