#ŚBK – Przykurzątka, czyli…

Przykurzątka to książkowe wyrzuty sumienia. Leżą na półce i patrzą smutnie, z wyrzutem. Kurzą się i czekają na lepsze czasy, odpowiedni humor, właściwą porę… Czekają na kogoś, kto ściągnie je z półki. Kiedy się do nich zbliżasz, pytają z nadzieją: „Kiedy wreszcie mnie przeczytasz?”. Ale ty wciąż odwracasz wzrok i mówisz: „Jeszcze nie dziś, jeszcze nie dziś…”.

Każdy z nas ma na półce swoje przykurzątka. Dzisiaj podzielę się z Wami moimi książkowymi wyrzutami sumienia. Mam ich oczywiście znacznie więcej, ale napiszę tylko o tych książkach, które w jakiś sposób najbardziej mnie „bolą”.

 

Ada albo żar

To mój największy wyrzut sumienia. Nabokov to mój mistrz. Wielbię go i uważam, że to jeden z najwybitniejszych pisarzy wszechczasów. Przeczytałam wiele jego książek, do niektórych chętnie wracam. Ale z Adą mam pewien problem. Zabierałam się do niej już dwa razy i nie przebrnęłam przez więcej niż kilkadziesiąt stron. Sprawy nie ułatwiają podwójne przypisy – autora i redaktora. Dla Ady po prostu trzeba mieć czas i zaangażować się w lekturę. Nie da się jej czytać między robieniem obiadu a przewijaniem pieluchy.

Pani Dolloway

Pamiętniki Virginii Woolf wbiły mnie w fotel na długie godziny. Uwielbiam jej styl, cięty język, szczere i głębokie obserwacje otoczenia i przemyślenia. Szczerze mówiąc, nie wiem dlaczego Pani Dolloway wciąż leży na mojej półce nietknięta. Chyba mam ten sam problem, co z Nabokovem – przy lekturze trzeba się trochę bardziej skupić, dlatego wybieram inne książki, lekkie, które czyta się szybko i szybko. Pani Dolloway czeka na lepsze czasy.

Płacząca Zuzanna

Książkę Alony Kimchi zdobyłam na wymianie książkowej ŚBK na ostatnich Targach Książki w Katowicach. Zaczęłam czytać ją w autobusie i stwierdziłam, że to był strzał w dziesiątkę! Położyłam ją na stosiku książek do przeczytania na biurku i tam leżała dość długo. Przy sprzątaniu i segregowaniu książek odłożyłam ją na półkę. Być może nie nadszedł jeszcze ten moment, by połknąć Zuzannę w całości.

Przypadek Adolfa H.

Bardzo lubię książki Schmita. To autor, którego czyta się z przyjemnością, a jego książki potrafią być głębokie, pomimo z pozoru lekkiej formy. O Przypadku Adolfa H. słyszałam wiele dobrego jeszcze będąc na studiach. Książkę kupiłam w prezencie dla mojego męża, oczywiście z myślą o tym, że sama ją przeczytam. Nie wiem dlaczego ta historia nie wciąga mnie tak, jak powinna. Po przeczytaniu kilku pierwszych rozdziałów nie mam jej nic do zarzucenia. A jednak wylądowała na półce, jako jedna z przykurzątek.

Z dala od zgiełku

To książka, którą dostałam od męża na rocznicę ślubu. Zaczęłam ją czytać, a potem mąż namówił mnie, żebyśmy obejrzeli film. I to był błąd. Trochę straciłam do tej książki serce. Historia nie była tak porywająca, jak bym chciała, a kiedy już znam zakończenie, jakoś nie chce mi się wracać do lektury. Wiem, że ekranizacje bywają bardziej lub mniej udane i warto jednak przeczytać oryginał… więc Z dala od zgiełku czeka na swoją kolej. Kiedyś.

 



fb_img_1456067684080.jpg

Post powstał w ramach comiesięcznych wpisów tematycznych ŚBK. Mój poprzedni wpis możecie znaleźć tutaj: klik. A przykurzątka innych ŚBK-ów na pewno pojawią się na fanpage’u Śląskich Blogerów Książkowych (klik). Warto obserwować!