Połączenie romansu i kryminału z nutką erotyki to dla niektórych idealna mieszanka na świetną książkę. Tiffany Snow zastosowała tę recepturę i wysmażyła aż pięć tomów cyklu o Kathleen Turner. Dziś wgryzam się w sam środek dwóch z nich, by sprawdzić, czy danie wyszło przepisowo.
Znalazłam gdzieś opis, że książki Tiffany Snow to świetny erotyczny thriller, który czyta się jednym tchem. Niestety okazało się, że ani z erotyką, ani z thrillerem nie ma to wiele wspólnego. Z przykrością muszę stwierdzić, że lektura Nie zawracaj oraz Zwróć się do mnie bardzo mnie rozczarowała i okazała się niejadalna. Starałam się podejść do tej recenzji obiektywnie i uzasadnić swoje racje. Wiem, że jest wiele czytelniczek, które wręcz szaleją za głównymi bohaterami tego cyklu, a ich przeżycia i przygody są dla nich ważne i ciekawe. Mówi o tym choćby liczba pozytywnych recenzji na różnych polskich, a zwłaszcza zagranicznych portalach książkowych. Szanuję to i rozumiem, że jest tyle gustów czytelniczych, co samych czytelników. Jednak nie będę tu nikogo czarować: dla mnie to idealny przykład źle napisanej książki. A jeśli chcecie się przekonać, kto ma rację – setki zadowolonych czytelniczek, czy jedna niezadowolona ja – koniecznie sięgnijcie po książkę.
Nie zawracaj
Kathleen Turner to przeciętna dziewczyna z małego miasteczka, która po śmierci rodziców przeprowadza się do Indianapolis i zaczyna tam życie na własną rękę. Aby spłacić kredyt, utrzymać się i jeszcze odłożyć na wymarzone studia, musi pracować na dwa etaty – jako goniec w prestiżowej kancelarii adwokackiej Gage, Kirk i Trent, oraz jako barmanka w nocnym klubie. Swoją “karierę” w kancelarii zaczyna jednak od niezbyt fortunnego wydarzenia: potyka się i wpada głową między uda jednego z właścicieli kancelarii, młodego i bardzo przystojnego prawnika Blane’a Kirka. Kilka dni później w niewyjaśnionych okolicznościach ginie przyjaciółka Kathleen, a Blane wydaje się jedyną osobą, która może pomóc w wyjaśnieniu tej strasznej zbrodni. Dziewczyna postanawia, że za wszelką cenę spróbuje odkryć, kto dokonał tego morderstwa i wplątuje się w aferę, za którą stoją bardzo potężni i bardzo bogaci ludzie. Kathleen i Blane’a zaczyna łączyć wzajemna fascynacja, a erotyczne napięcie między nimi staje się wręcz namacalne. Niestety, pan Kirk ma wiele mrocznych tajemnic i nie jest do końca szczery z Kathleen. Sprawy nie polepsza fakt, że dziewczyną interesuje się równie przystojny i bardzo niebezpieczny płatny zabójca – Kade Dennon.
W trakcie czytania Nie zawracaj miałam nieodparte wrażenie, że autorka wzięła kilka wątków z ostatnio znanych książek oraz filmów i zmiksowała je w jedną całość. Książka zaczyna się podobnie, jak słynne 50 twarzy Greya – oto dopiero zaczynająca swoją karierę zawodową dziewczyna spotyka przystojnego milionera, który z jakiegoś niewyjaśnionego powodu właśnie na nią zwraca uwagę i wciąga ją w swoje erotyczne fascynacje. Z kolei intryga kryminalna przypominała mi wysokobudżetowe amerykańskie filmy. Czytając miałam wrażenie, że niektóre sceny oglądam na wielkim ekranie. A czy muszę mówić, kogo przypomina mi wytatuowana i wykolczykowana, mroczna i niedostępna hakerka, która pomaga Kathleen?
Akcja książki jest bardzo liniowa. Główna bohaterka pakuje się zawsze w najbardziej niebezpieczne sytuacje, nie zważając zupełnie na swoje życie. Z opałów zawsze ratuje ją Blane, który zazwyczaj jest w odpowiednim miejscu, o odpowiednim czasie. Kathleen spotyka na swojej drodze zawsze takie osoby, które w jakimś sensie są powiązane ze sprawą zbrodni, albo “zupełnie przypadkiem” mogą jej pomóc. Kiedy w powieści pojawia się nowa postać (np. wspomniana już hakerka), można być na 100% pewnym, że odegra jakąś ważną rolę. Jeśli pozna się tricki, które stosuje autorka, bez problemu można rozgryźć fabułę i domyślać się, co stanie się dalej. Nie ma tu żadnego elementu zaskoczenia.
Bohaterowie są bardzo wyidealizowani, a jednocześnie pozbawieni głębi. Blane i Kade są bardzo bogaci, przystojni, dobrze zbudowani i niezrównani we wszystkim, co robią. Blane, który ma trzydzieści-kilka lat, zdążył skończyć studia, zrobić specjalizację i stać się jednym z najlepszych prawników w Ameryce, a jednocześnie służył w wojsku, w słynnym oddziale SEALS (Foki) i był na misji w Afganistanie. Ma rozległe talenty, szerokie kontakty, a wydanie na raz kilkuset tysięcy dolarów nie stanowi dla niego problemu. Kade z kolei to idealny zabójca o szlachetnej duszy i mrocznej historii. Wszystko jest tu tak bardzo wyidealizowane, że aż po prostu nierealne.
Zwróć się do mnie
Kilka tygodni po wydarzeniach z pierwszej części cyklu Kathleen Turner jest szczęśliwa u boku Blane’a Kirka. Jednak jej szczęście nie trwa długo. Nad jej głową znowu wisi tajemnicze niebezpieczeństwo – ktoś usiłuje ją zabić i zastraszyć Blane’a, który jest obrońcą żołnierza w głośnym i ważnym procesie sądowym. Sprawy przybierają na tyle dramatyczny obrót, że Blane decyduje się poprosić o ochronę Kathleen Kade’a Dennona. Para musi na jakiś czas odsunąć się od siebie, by zmylić zabójcę. Kathleen bardzo przeżywa tę rozłąkę i targają nią ogromne rozterki – czy Blane ją kocha? Czy inna kobieta, z którą go widziała, zajmie jej miejsce? Czy w ogóle pasuje do świata bogatych wyższych sfer? Jednocześnie Kade i Kathleen bardzo zbliżają się do siebie i nawiązuje się między nimi cienka nić porozumienia, która wkrótce przekształca się w coś więcej. Kathleen nie byłaby sobą, gdyby na własną rękę nie próbowała dowiedzieć się, kto próbuje ją zabić i kto zagraża Blane’owi. Prowadzi śledztwo, które stanie się dla niej przyczyną śmiertelnego niebezpieczeństwa.
W drugiej części cyklu schematy znowu się powtarzają. Kathleen nadal pakuje się w największe kłopoty i zupełnie nie posiada instynktu samozachowawczego. Jej zachowanie można określić jako dziecinne i lekkomyślne – nie wiem, kto przy zdrowych zmysłach szukałby swojego prześladowcy sam, bez żadnego wsparcia ani umiejętności samoobrony i jednocześnie odrzuciłby propozycję ochrony – “bo tak”. Główna bohaterka od początku jest kreowana na zwykłą dziewczynę, która przypadkiem wpadła w niezłe tarapaty. Niestety, tak jak przy męskich bohaterach i tutaj Tiffany Snow się nie popisała. Mamy tu do czynienia ze schematem kopciuszka – od zera do bohatera. Zahukana w sobie, biedna i nie do końca szczęśliwa dziewczyna bez konkretnej przyczyny w ciągu jednego dnia zmienia się o 180 stopni. Nagle zaczyna przyciągać facetów jak magnes, biją się o nią najwięksi bogacze Indianapolis, a ona sama uważa, że rozwikła bez problemu zagadkowe morderstwo, odnajdzie swojego prześladowcę i poradzi sobie z oszustwem informatycznym o globalnej skali, choć w domu nie ma nawet komputera.
Obiecałam być obiektywna, więc postarałam się też wyciągnąć z tej historii to, co może być ciekawe i przyciągające. Muszę z ulgą przyznać, że w drugim tomie cyklu – Zwróć się do mnie – autorka postarała się trochę bardziej i intryga kryminalna wyszła jej przynajmniej przyzwoicie. Jest tu element zaskoczenia i trochę dramatyzmu, co sprawiło, że tę część czytało mi się dużo lepiej, niż poprzednią. Pochwała dla autorki należy się również za kreację Kade’a Dennona. To chyba jedyna postać, która ma trochę głębi i którą da się lubić (o ile w ogóle płatnego mordercę można polubić). Trójkąt miłosny, który wyraźnie zarysowuje się w tej części cyklu, wnosi trochę powiewu świeżości do utartego schematu. Opisy scen miłosnych też się nieco poprawiły, choć wciąż dużo brakuje im do odrobiny zmysłowości i erotyzmu. Myślę jednak, że wielbicielki trójkątów miłosnych, rozbieranych scen i niewyjaśnionego magnetyzmu pomiędzy kopciuszkiem a samcem alfa, będą usatysfakcjonowane. Jeśli przymknie się oczy na wiele nieprawdopodobnych scen i kulejącą logikę, lektura może być nawet przyjemna, a historia Kathleen, Blane’a i Kade’a naprawdę wciągająca. Jestem pewna, że mimo mojego krytycznego podejścia, cykl o Kathleen będzie cieszył się w Polsce równie ogromnym powodzeniem, co w Ameryce.
Czego brakuje mi w książkach Tiffany Snow? Odrobiny realizmu, czy to w fabule, czy to przy konstruowaniu postaci. U niej wszystko jest przerysowane do granic możliwości. W fabule pełno jest dziur i nieprawdopodobnych sytuacji, których wymienianie wydłużyłoby tę recenzję o kolejne strony. Wiele rzeczy się nie klei, a jeszcze więcej jest po prostu nie do uwierzenia. Niestety, co przechodzi na sucho na srebrnym ekranie, jest już nie do przeoczenia w tekście książki. Może pani Snow lepiej sprawdziłaby się w pisaniu scenariuszy dla kina akcji?
Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Arkady