Nero Corleone – kocia historia

Pamiętacie Ojca Chrzestnego? Wyobrażcie sobie teraz, że Don Corleone jest kotem. Czarnym kotem z zabójczą białą łapką. Kotem, który w wieku sześciu tygodni rządził całym podwórkiem i okolicą. Dla którego rodzina zawsze była najważniejsza. A teraz poznajcie Nero Corleone.

Nero urodził się na włoskiej wsi dokładnie 17 listopada, w piątek, w samo południe. Trzeba od razu wyjaśnić, że data 17 listopada, w dodatku piątek, to dla Włochów najbardziej pechowy dzień z możliwych. Coś jak piątek 13 do kwadratu. Na dodatek Nero urodził się cały czarny, nie licząc białej skarpetki na jednej łapce. Był pierwszym czarnym kociakiem swojej mamy, starej kocicy Madonniny. Gospodarz wiedział, że będą z nim kłopoty – to było pewne.

Nie trzeba było długo czekać na efekty. Kiedy Nero skończył sześć tygodni, podporządkował sobie całą zagrodę. Bali się go wszyscy, począwszy od psa, przez kury, które oddawały mu codziennie jedno jajko, a skończywszy na owcach, które nie odważyły się ruszyć, jeśli akurat Nero zechciał się przespać na runie jednej z nich. Czarny kociak zawsze dostawał to, czego chciał i nie bał się niczego, ani nikogo. Nawet gospodarza, któremu potrafił zwędzić jedzenie pozostawione bez opieki na kuchennym stole. Nero był władcą na wiejskich włościach.

Ale pewnego dnia Nero zamarzył o lepszym życiu dla siebie i swojej zezowatej, nieco nierozgarniętej siostry, Rosy. Pewnej nocy wymyślił plan, który miał im obojgu zapewnić cudowną przyszłość.

Wierna Rosa czyściła mu jak co wieczór futerko, wylizując je i czesząc ostrym językiem. Nero pachniał mlekiem i kiełbasą. Pachniał lepszym życiem, którego mogła się jedynie domyślać: wylegiwaniem się na miękkim dywanie i w zacisznym kąciku kanapy, z miską zawsze pełną jedzenia, u ludzi zachwyconych kocim współmieszkańcem, to znaczy takich, którzy uznają jego niezwykłość i widzą w nim wyjątkowo udane stworzenie, a nie ledwie tolerowanego podwórzowego kota.

Humor to wielka zaleta książki Elke Heidenreich. Każdy wielbiciel kotów od razu zauważy, że autorka doskonale zna kocią naturę. Historia kociego Don Corleone jest pisana z perspektywy samego kota. Uśmiałam się niesamowicie czytając komentarze Nera i jego przemyślenia na temat ludzi. Akcja książki płynie wartko, a czytając nie mogłam się doczekać, co stanie się dalej. Opowieść jest dokładnie tak długa, jak być powinna. Kończąc książkę nie ma się wrażenia, że była zbyt rozwlekła, czy za krótka. Można powiedzieć, że to opowieść idealna.

Jedyne, do czego mogłabym się „przyczepić”, ale tylko w żartobliwy sposób, to fakt, że książka jest skierowana do starszych dzieci i nie mogłam jej przeczytać z moim maluchem. Natce bardzo podobają się ilustracje (zresztą tak, jak mnie), lubi też wertować strony i twierdzi, że książka ma bardzo ładne literki. Ale niestety nie umie się jeszcze dłużej skupić na treści.

Mogę jeszcze wspomnieć, że Nero Corleone jest bardzo ładnie wydany. Twarda oprawa i błyszczący, śliski papier nadają książce odpowiednią oprawę. A ilustracje naprawdę są fantastyczne! 🙂

Lubię książki, które wzbudzają emocje i mogą być odczytywane na wielu poziomach – zarówno przez dzieci, jak i dorosłych. Historia o Nero Corleone jest szalenie zabawna i wzrusza tak bardzo, że na końcu uroniłam dyskretnie kilka łez. No bo kto to widział płakać przy książce dla dzieci? Nero na pewno skomentowałby to w jakiś ironiczny sposób, wspominając o ludzkich słabościach.


 

Wydawnictwo: STAPIS
Autor: Elke Heidenreich
Ilustracje: Quint Buchholz
Rok wydania: 2008

Recenzja powstała dzięki Wydawnictwu:

stapis-logo