Macierzyństwo bez Photoshopa

Lustereczko powiedz przecie, któż jest najpiękniejszy w świecie? Ale lustereczko wcale nie powiedziało „Tyś jest najpiękniejsza!”. Po wielu dniach wpatrywania się z nadzieją w lustro i słuchaniu, co jest we mnie nie tak i co trzeba zmienić, żebym mogła być „tą najpiękniejszą”, w końcu przestałam się głupio pytać. Bo ta po drugiej stronie nie jest idealna i nigdy nie będzie. Bohaterki Macierzyństwa bez Photoshopa też to zrozumiały. I postanowiły opowiedzieć swoje historie. I to w szczytnym celu.

Okładka
Okładka

Macierzyństwo bez Photoshopa to zbiór dwudziestu tekstów napisanych przez blogerki i blogerów, którzy postanowili podzielić się swoimi doświadczeniami związanymi ze zmianami, jakie zachodzą w kobiecie podczas ciąży i po porodzie. Bez czarowania, owijania w bawełnę i prosto z mostu  – ciało kobiety się zmienia i to niekiedy dosyć drastycznie. Dodatkowe kilogramy, rozstępy, obwisły brzuch i piersi. Każda, która urodziła dziecko, wie o czym mowa.

Zdradzę wam sekret. Sama też borykam się z takimi samymi problemami i ciężko mi było oswoić się z nową JA po porodzie (a nawet dwa lata po!). I choć większość z tego, co przeczytałam w tej książce, gdzieś tam w głębi duszy wiedziałam – że to moje ciało, że inni nie mają prawa mnie oceniać na podstawie wyglądu, że wydałam na świat wspaniałą istotę i to jest najważniejsze – mimo wszystko dobrze było przeczytać, że inne kobiety mają podobne problemy i nie wstydzą się o nich opowiedzieć.

Książka jest dodatkowo opatrzona fantastyczną sesją zdjęciową. Blogerki pozują pokazując piękno swojego ciała, zupełnie bez retuszu. Myślę, że same teksty nie wymagały aż tyle odwagi, co właśnie „rozbierana” sesja zdjęciowa. Dzięki tym odważnym kobietom wiem, że nie ważne – szczupła czy bardziej puszysta – każda z nas może być piękna. I pod wpływem lektury Macierzyństwa bez Photoshopa kupiłam sobie dwuczęściowy kostium kąpielowy. Nawet, jeśli ktoś spojrzy na mnie nieprzychylnym okiem (a może to tylko ja patrzę tak na siebie cudzymi oczami?), to mam to gdzieś. To moje ciało i moja sprawa.

Warto jeszcze dodać, że Macierzyństwo bez Photoshopa to czwarta część serii Macierzyństwo bez lukru – projektu blogerów, z którego dochód jest przeznaczony na leczenie małego Mikołaja, chorego na rdzeniowy zanik mięśni.

Każda z nas chce pasować do schematów i stereotypów i nie ma w tym nic dziwnego – wszystkie chcemy być piękne. Lecz czasami w dążeniu do tego piękna warto się zatrzymać i zastanowić, czy obowiązujące kanony są tego warte.