Dwie sekundy przed cudem – Agnes Ledig

Są takie książki, które czyta się bez wytchnienia, które pochłaniają cały umysł i duszę, których za nic nie chce się odłożyć i ciągle chce się więcej, które są ważne i mądre. Niestety „Dwie sekundy przed cudem” nie należy do tych książek.

Książka zaczyna się jak typowy romans. Oto dwudziestoletnia kasjerka i samotna matka Julie spotyka na swojej drodze bogatego pięćdziesięciolatka Paula. Paul jest wdowcem i rozwodnikiem. Jego pierwsza ukochana żona zmarła, a druga żona – zimna i niezdolna do miłości – porzuciła go po trzydziestu latach małżeństwa. Paul ma też syna Jerome, który kilka miesięcy wcześniej tragicznie  stracił żonę i jeszcze się po tym nie otrząsnął. Nie wiadomo w sumie dlaczego Julie od pierwszego wejrzenia zauroczyła Paula. Mężczyzna po dosłownie kilku spotkaniach zaprasza ją na wspólne wakacje, na których będzie też jego syn. Paul ma co do Julie pewne plany, które udaje się zrealizować. Odtąd życie Julie, jej synka Lulu, Paula i Jerome będzie złączone. Niestety w połowie powieści wydarza się tragedia, która całkowicie zmienia życie ich wszystkich.

W książce roi się od typowych coelhizmów. Wszystko mamy tu podane na tacy i polane sosem z cytatów, powiedzonek i ludowej mądrości, wymyślnych porównań i metafor. Każde uczucie, każda myśl, jest tu tak napisana, aby można ją było  żywcem wyciąć i wkleić na facebooka. Cały ciąg wydarzeń ciągnie się jak po sznurku prosto do finału, który można bez trudu przewidzieć. Autorka niczym nie zaskakuje, nie pokazuje niczego nowego i odkrywczego. Całość jest mocno wtórna, nawet relacje pomiędzy bohaterami, które miały być niejednoznaczne, były raczej przewidywalne. Do tego książka jest zdecydowanie zbyt długa i czytałam ją do końca tylko po to, by mieć jej pełny obraz. Nigdy więcej nie sięgnę po książkę, w której ponad połowa treści to dialogi, bez żadnych opisów, a autorka nie zadaje sobie trudu nawet w jakikolwiek sposób odzwierciedlać np. zszokowania czy zirytowania postaci, która nie odpowiada na jakieś pytanie, tylko pozostawia między dialogami trzykropek. Nigdy wcześniej się z tym nie spotkałam.

Rozumiem, że na takie książki jest popyt. Ludzie lubią takie dramatyczne historie z happy endem, przy których niewiele trzeba myśleć. Być może komuś ta książka może pomóc. Być może dla kogoś będzie ważna. Ja nie czułam tego, co obiecywał blurb, nie miałam żadnego katharsis. Wielkie rozczarowanie.


Recenzja powstała w ramach współpracy z portalem

logo granice.pl