Czterdzieści i cztery – Krzysztof Piskorski

Muszę przyznać, że miałam z tą powieścią ogromny problem. Wiązałam z nią ogromne nadzieje, zwłaszcza czytając opis książki i ogromne pochwały pod adresem autora. Ale w trakcie czytania nie mogłam się odpędzić od myśli, że oglądam właśnie wysokobudżetowy film z gwiazdorską obsadą. Co z tego wyszło?

Scenariusz prosto z Hollywood

Najnowsza powieść Krzysztofa Piskorskiego jest idealnym scenariuszem na hollywoodzką superprodukcję. Nie brakuje jej mrocznego klimatu, świetnie wykreowanego świata, wielkich bitew, spektakularnych ucieczek i efektów specjalnych. Jest tam miejsce dla pięknej i silnej kobiety, która w pojedynkę mogłaby zwyciężyć całe powstanie (jeśli tylko miałaby broń, której jej zabrakło), są tajemnicze organizacje, spiskujący wywrotowcy, śmiertelne niebezpieczeństwo z innego świata i walka o wolność. Jest też w końcu mroczna tajemnica, miłość i żądza zemsty. Ale czy pod tym wszystkim kryje się też coś więcej?

 

Czterdzieści i czteryEliza Żmijewska jest kapłanką zapomnianego boga, Żmija. Posiada nadprzyrodzone zdolności – potrafi na przykład przywoływać duchy, czy prosić swojego boga o pomoc. Choć pochodzi ze zwykłej, chłopskiej rodziny, spędziła dzieciństwo i młodość w szlacheckiej rodzinie Załuskich, gdzie wychowywała się u boku dziedzica rodu – Konrada Załuskiego – i jego przyjaciela Abelarda Szklarskiego. Tam obok dobrego wykształcenia i zamiłowania do broni, wpojono jej zamiłowanie do bohaterskich czynów i miłość do ojczyzny. Bohaterka od początku powieści jest nieco irytująca, a przy tym dość płytko sportretowana. Eliza targana jest chęcią zemsty i rządzą mordu na swoim dawnym przyjacielu, Konradzie Załuskim i wciąż rozpamiętuje śmierć swojej najlepszej przyjaciółki, Emilii Plater, a do tego przeżywa moralne rozterki i niemoc twórczą. Choć autor starał się, aby jej poczynania i przemyślenia miały związek z jej przeszłością i były naturalną konsekwencją jej przeżyć, tak naprawdę zrobił to bardzo powierzchownie, w związku z czym bohaterka jest nieco płaska. Nawet jej dylematy moralne i przemyślenia związane z wojną i zabijaniem w obliczu jej wiary w Żmija, boga który nakazuje leczyć i dbać o każde życie, wypadają blado. Jej związki z większością postaci w powieści są bardzo płytko osadzone – a zwłaszcza związek z Emilią Plater, którą Eliza chce pomścić, ale oprócz wzmianki o ich ogromnej przyjaźni, nie wiemy o nich nic więcej. Autor nie wykorzystał również szansy na ciekawy trójkąt miłosny, który okazał się być dość przerysowany i przewidywalny.

 

Kamera – akcja!

Powieść jest mocno nastawiona na akcję. Nie ma tu zbyt wiele miejsca na oddech, spokojne rozmyślanie, budowanie wnętrza postaci. Ciągle coś się dzieje. Każdy opis, retrospekcja, intryga czy nawiązanie, buduje kolejną akcję. Dość szybko wychodzi na jaw, że Eliza pakuje się zawsze w największe kłopoty i zawsze wychodzi z nich bez szwanku. Idzie zawsze tam, gdzie jest największe niebezpieczeństwo, czy potrzeba, czy nie. Nawet poraniona, pokrwawiona i połamana potrafi walczyć, biegać, skakać i zwyciężać lub – względnie – uciekać, a przy tym próbuje tworzyć wiersze. Zawsze ktoś przybywa jej na niespodziewany ratunek, czy będzie na zimnym pustkowiu obcego świata, czy też akurat będzie stała przed plutonem egzekucyjnym. Czytelnikowi pozostaje zgadywać kto tym razem uratuje Elizę z opresji. Trzeba jednak przyznać, że momentami pomysły autora są zaskakujące i choć schemat nieustannie się powtarza, powieść wciąga i płynnie mknie do przodu.

 

A imię jego Czterdzieści i cztery

Warto wspomnieć o jeszcze jednej postaci, która buduje klimat książki znacznie lepiej, niż postać Elizy Żmijewskiej. Chodzi o Konrada Załuskiego, którego tajemnica tak naprawdę trzymała mnie przy czytaniu powieści do końca. Myślę, że to zdecydowanie najciekawsza postać w całej książce, a cała intryga wokół niego zbudowana, była naprawdę dobrze poprowadzona. Do samego końca nie wiadomo, kim dokładnie jest Konrad i co planuje, a Piskorski stopniowo podsyca ciekawość czytelnika. Dobrze, że autor nie osadził Konrada Załuskiego jako głównej postaci, bo jako postać drugoplanowa zyskuje znacznie na tajemniczości i łatwiej jest kreować wokół niego aurę niepewności i niedopowiedzeń. Konrad jest dokładnie takim bohaterem, jakiego lubię w tego typu literaturze: niejednoznaczny, tajemniczy, nieprzenikniony. I choć rozwikłanie jego zagadki jest dość dziwne, a na pewno zaskakujące, cała konstrukcja fabularna na nim osadzona jest bardzo ciekawa. A zwłaszcza rozwiązanie zagadki tytułu książki, nawiązującego do twórczości Adama Mickiewicza.

 

Etherowy wieloświat

Na duży szacunek zasługuje fakt, że autor włożył ogromny wysiłek w merytoryczne przygotowanie się do napisania tej powieści. Tło historyczne, wszystkie wydarzenia i cała konstrukcja świata są naprawdę dobrze przemyślane i umiejscowione w konkretnym czasie i miejscu. Na szczególną uwagę zasługuje wymyślona przez Piskorskiego alternatywna historia, która podąża obok dobrze znanej nam historii XIX-wiecznej Europy: odkrycie energii próżni – etheru – zmieniło zupełnie oblicze świata, a wszystkie znane nam historyczne fakty nabrały nowego biegu. Ludzie eksplorują potęgę etheru na różnych poziomach: od wykorzystania energii próżni do napędzania pojazdów, statków i samolotów, poprzez wynalezienie supernowoczesnej broni, a skończywszy na odkryciu przejść do równoległych światów, które zamieszkują nieznane i niezwykłe stworzenia. Ale potęga etheru ma też zupełnie inną stronę, a wieloświat to tylko wierzchołek góry, za którym kryją się o wiele bardziej spektakularne tajemnice. I choć brakowało mi trochę rozwinięcia wątku, który ciągnął się przez pół książki i dotyczył tajnego bractwa, które walczyło z używaniem energii próżni, to i tak uważam, że ta właśnie warstwa książki jest najlepsza. I warto sięgnąć po [i]Czterdzieści i cztery[/i] choćby po to, by dowiedzieć się więcej o etherze, światach równoległych i tajemnicach, które się za nimi kryją.

 

Skłamałabym pisząc, że najnowsza książka Krzysztofa Piskorskiego jest od początku do końca zła. Moje odczucia były mocno mieszane, zwłaszcza, że po prostu od pierwszych stron nie przypadła mi do gustu główna bohaterka i jej poczynania. Ale jestem przekonana, że wielu czytelnikom ta powieść bardzo się spodoba. Jeśli więc lubisz w książkach akcję (mnóstwo akcji!), podoba ci się, kiedy głównej bohaterce zawsze wszystko się udaje, a do tego lubisz mieszankę fantastyki, steampunku i historii (i mity polskiego romantyzmu) – ta książka jest dla ciebie. Nie wyniesiesz z niej głębokiego filozoficznego namysłu, z pewnością nie zmieni ona twojego życia, ale na pewno będziesz się przy niej świetnie bawić!


 

Recenzja powstała w ramach współpracy z portalem

logo granice.pl